No masakra jakaś. Po wczorajszej niezbyt udanej sesji z koniem - chce jakoś sobie poprawić humor i ćwiczę z psem. Początkowo idzie super - uczę komendy na miejsce (czyli ma wejść do swojego koszyka). Po jakiś 10 minutach pies załapuje o co chodzi. No to się cieszę. Krótka przerwa i odsuwam koszyk trochę dalej. No i masakra - te czarne oczy wpatrują się we mnie bezczelnie i udają, że nie wiedza o co chodzi. No masakra. Ale nie odpuszczam - bo koszyk przesunęłam może o 30 cm. Myślę sobie daj jej szanse uwierz w psiaka. No i tak się gapi w moje oczy gapi i odchodzi zajmować się swoimi sprawami. No to mi się jeszcze nigdy nie zdarzyło - żeby mój pies odszedł od jedzenia, które trzymam w ręce i nie chciał ćwiczyć. No znowu porażka. Mocno zdemotywowana i niewiedząca dlaczego tak się stało jak się stało zakańczam sesję. Nie proszę psa o nic więcej - niech zabiera zabawki i idzie na swoje podwórko. Grrrrr....
Dochodzę do wniosku, że tylko kot mnie kocha - bo ładnie wykonuje moją jedną nauczoną komendę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz