poniedziałek, 27 września 2010

Motywacja - piątek

Rozpoczynam sesję z koniem - początkowo nie mogę znaleźć miejsca - ale po chwili ujeżdzalnia się zwalania - więc super mamy całą dla siebie.
Początek sesji makabryczny - koń wcale nie chce pracować - ciągle ucieka na trawę. Jak go przyprowadzę na środek to może dwa kliki i koń ucieka. Kilka podejść nie dale rezultatu - koń po prostu nie chce się uczyć. Myślałam, że będę musiała czekać na zimę, aż zasypie trawę. Mam zamiar już skończyć sesję - koń coś  tam niewielkiego zrobił i ponieważ chciałam się pozbyć nagród które przygotowałam to daje koniowi nie jeden plasterek marchewki ale tak z pięć. No i zaskoczyło !!!! Hip hip hura (a myślałam, że mam jakiegoś nie teges konia - a to znowu coś z trenerem było nie tak). Za większą nagrodę konik już bardzo ładnie zaczął pracować. Oczywiście z tego szczęścia ja niestety popełniłam kilka poważnych błędów (bo jak mózg myśli ale fajnie ale fajnie - to chyba ma problem z wykonywaniem czynności - znowu kliknęłam tam gdzie nie trzeba - bo daję koniowi sygnał do tego żeby poszedł za mnie ale ładnie się zaczął cofać - to ja kliknęłam bo przecież tak ładnie się cofa - oczywiście zdałam sobie sprawę z tego jaki to poważny błąd i nie zrobię go więcej obiecuję). Po tym błędzie zrobiłam jeszcze tylko może pięc poprawnych już klików i zakończyłam sesję - chyba za dużo emocji było z mojej strony. Najpierw duży smutek, że koń nie ćwiczy (miało być bez emocji, ale niestety te emocje są - więc przy takiej lekkiej porażce od razu nachodzą na zmianę myśli, że z koniem jest coś nie tak, albo że ja jestem beznadziejna). A potem atak  pozytywnych emocji  - że jednak koń jest super  i wogule, i że tylko albo aż chodziło o dobranie odpowiedniej motywacji.
Generalnie rzecz biorąc nie uważam tej sesji za zbyt udaną - za dużo emocji z mojej strony. Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. No dobra pewnie się powtórzy - ale mam nadzieję, że się zorientuję trochę wcześniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz