czwartek, 25 listopada 2010

Filmik z kotem


Powyżej pierwsza komenda  dla kota - nauka odwracania głowy w bok. Jak ładnie widać ile błędów popełnia trener. Ja naliczyłam co najmniej trzy poważne :p
Czas - 35 s - jak kot ładnie świadomie odwrócił głowę - a ja nie kliknęłam . Jakbym wtedy kliknęła to kot by był już nauczony prawdopodobnie - a tak potem w kilka klików musiałam to naprawiać.
Czas - ok 1.40 za szybko chciałam podnieść kryterium. Pomyślałam sobie, że jak się tak szybko uczy to może się zacznie obracać cały w prawo - ale nie poszło...
Później widać ładnie jak kotek się znudził, a ja klikając byle gdzie próbuję go zachęcić do dalszej  nauki (albo coś gadając do niego) no  normalnie masakra. Tyle błędów a kot i tak załapał. Kurczak by tego nie wybaczył tak szybko.

Jak nie popełniamy błędów to się nie uczymy. Dobrze że teraz są kamery - można się nagrać i popatrzeć co się źle robiło.

P.S. Wiem, że nie ma dźwięku - postaram się to naprawić ale nie wiem jak długo mi to zajmie.


środa, 10 listopada 2010

Nowe komendy dla psa i konia

Rozpoczęłam naukę konia brania samemu wędzidła do pyska. Idzie mam wrażenie bardzo powoli - ale jest już jakiś postęp. Jestem na etapie tego, że koń jakieś 2 ~ 3 sekundy potrafi dotykać pyskiem wędzidła. Następnym etapem będzie dotykanie zębami wędzidła.
Psa uczę aktualnie mówienia nie (czyli kręcenia głową na nie). Komendą do tego będzie "Jesteś głodna" a pies mówi, że nie :)   Na razie  umie przekręcić głowę dwa razy jeszcze bez komendy - ale już widać, jak to zabawnie wygląda.
A dawno o rybkach nie pisałam. Aktualnie uczę je jeść z ręki. Idzie jakoś, ale bardzo powoli gdyż one muszą być troszkę przegłodzone, żeby jadły z ręki wiec mogę je ta ćwiczyć co jakieś 4 dni. Oczywiście ta rybka, z którą zaczęłam zabawę na początku nie je z ręki więc będę ją musiała wymienić na inną - tylko że jest taki problem, że pozostałe są identyczne i nie wiem jak je będę rozróżniać.

czwartek, 4 listopada 2010

Kliker - wątpliwości

Po wczorajszej przygodzie nasuwają mi się pytania i wątpliwości co do skuteczności pozytywnego szkolenia.  Prawdopodobnie nigdy by mi się nie udało nauczyć tego psa nie wchodzenia na pastwisko za pomocą pozytywnego wzmocnienia, gdyż nagroda w postaci pogonienia sobie czegoś dużego co ucieka jest sporo większa niż jakiś tam smakołyk czy cokolwiek innego. I po raz pierwszy mam wątpliwości czy tak naprawdę wszystkiego jesteśmy w stanie nauczyć za pomocą klikera. Muszę mocno przemyśleć sprawę i wyciągnąć wnioski.  Następnym razem postaram się opisać za i przeciw.

Pies się ukarał sam

Od bardzo długiego czasu nie stosuje już kar w zasadzie w żadnym przypadku. Zarówno w życiu prywatnym jak i podczas szkolenia zwierzaków. W czwartek byłam z psem u konia i pies się ukarał w zasadzie mocno sam i bardzo szybko się nauczył. Ale od początku:
Pies jest bardzo dobrze nauczony komendy zostań. Potrafi naprawdę długo i cierpliwie czekać jak się go zostawi, ale nie potrafił tego robić u koni. Tzn bardzo mi zależało na tym, aby pies nie wchodził na pastwisko jak idę łapać konia. Niestety większa motywacją było pogonienie sobie konia, niż siedzenie i czekanie na nagrodę.  Więc zawsze za mną właził i nie za bardzo potrafiłam sobie z tym poradzić. Ale we wtorek przypadkiem stało się chyba coś dobrego (mimo, że pewnie bolało).  A mianowicie podczas gdy ja otwierałam bramkę z patucha piesek postanowił sobie wbiec na pastwisko - oczywiście zaplątał się trochę w pastucha i bardzo mocno go pokopało prądem.  Pastuch trochę się mu zaplątał za ogon i dostał kilka razy. Poskutkowało to tym co bardzo wcześniej chciałam osiągnąć, żeby pies nigdy nie wchodził na pastwisko. Piesek już więcej (mam nadzieję, że tak już na zawsze zostanie) nie wszedł na pastwisko - grzecznie czekał przed wejściem. Nie wszedł na pastwisko nawet wtedy jak stracił mnie z oczy - no normalnie super.
Jest jeszcze ciąg dalszy tej historii.  Poszłam lonżować konia - i tutaj też był problem bo piesek zamiast grzecznie siedzieć w miejscu gdzie go zostawię to cały czas podbiegał do mnie lub do konia. I jak tak do mnie przybiegł to jeden raz bat mi się zawinął za psi ogon. I pies prawdopodobnie automatycznie to skojarzył z wydarzeniem z przed kilku minut jak mu się pastuch zaplątał w ogon i uciekł z miejsca gdzie lonżowałam konia. Bardzo grzecznie sobie siedział w bezpiecznym miejscu i nie podbiegał już do konia.