Od bardzo długiego czasu nie stosuje już kar w zasadzie w żadnym przypadku. Zarówno w życiu prywatnym jak i podczas szkolenia zwierzaków. W czwartek byłam z psem u konia i pies się ukarał w zasadzie mocno sam i bardzo szybko się nauczył. Ale od początku:
Pies jest bardzo dobrze nauczony komendy zostań. Potrafi naprawdę długo i cierpliwie czekać jak się go zostawi, ale nie potrafił tego robić u koni. Tzn bardzo mi zależało na tym, aby pies nie wchodził na pastwisko jak idę łapać konia. Niestety większa motywacją było pogonienie sobie konia, niż siedzenie i czekanie na nagrodę. Więc zawsze za mną właził i nie za bardzo potrafiłam sobie z tym poradzić. Ale we wtorek przypadkiem stało się chyba coś dobrego (mimo, że pewnie bolało). A mianowicie podczas gdy ja otwierałam bramkę z patucha piesek postanowił sobie wbiec na pastwisko - oczywiście zaplątał się trochę w pastucha i bardzo mocno go pokopało prądem. Pastuch trochę się mu zaplątał za ogon i dostał kilka razy. Poskutkowało to tym co bardzo wcześniej chciałam osiągnąć, żeby pies nigdy nie wchodził na pastwisko. Piesek już więcej (mam nadzieję, że tak już na zawsze zostanie) nie wszedł na pastwisko - grzecznie czekał przed wejściem. Nie wszedł na pastwisko nawet wtedy jak stracił mnie z oczy - no normalnie super.
Jest jeszcze ciąg dalszy tej historii. Poszłam lonżować konia - i tutaj też był problem bo piesek zamiast grzecznie siedzieć w miejscu gdzie go zostawię to cały czas podbiegał do mnie lub do konia. I jak tak do mnie przybiegł to jeden raz bat mi się zawinął za psi ogon. I pies prawdopodobnie automatycznie to skojarzył z wydarzeniem z przed kilku minut jak mu się pastuch zaplątał w ogon i uciekł z miejsca gdzie lonżowałam konia. Bardzo grzecznie sobie siedział w bezpiecznym miejscu i nie podbiegał już do konia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz